wtorek, 29 lipca 2014

sezon ogórkowy

trwa w najlepsze. pomimo to w pracy nie mogę sobie pozwolić na wciągającą lekturę, która poszerzy moje horyzonty, dlatego się "odmóżdżam". nie pytajcie mnie jak trafiłam na ten list.
przeczytałam go załamując się mentalnością ludzką. nie oceniam, ale jednocześnie zadziwia mnie fakt, że autorka listu jeszcze nie zrobiła nic, aby swoją sytuację zmienić.
no bo najprościej jest usiąść, stwierdzić że "przegrało się życie" i czekać na śmierć. zwłaszcza, jak ma się 25 lat.
ja po raz pierwszy stwierdziłam, że do piachu mogę iść bo i tak lepiej nie będzie, jak miałam 17 lat. wegetowałam sobie przeżywając mniej lub bardziej przyjemne chwile oraz zbierając dokumentację na totalną beznadzieję swojego losu. za każdym razem kiedy wegetacja mi się nudziła i chciałam działać, dostawałam bolesny cios, który uświadamiał mi, jak bardzo jestem beznadziejna. gdzieś pomiędzy wegetacją a walką poznałam Hasbencika, który próbował podnieść mnie na duchu, ale konfrontując fakty wychodziło na moje.tak mijały lata.
kiedy skończyłam 25 lat miałam już Męża, pracę nie lepszą od autorki listu i mieszkanie nie własne, ale nikt mnie z niego nie wygania. zresztą mieszkamy tu do dziś. miałam też bogatą kartotekę porażek życiowych i spokojnie mogłam powiedzieć że "przegrałam życie". w przeciwieństwie do autorki moje 25 lat to była walka z wiatrakami, ale walka. nie bezczynne siedzenie i użalanie się nad sobą.
Ątusia pojawiła się jak Mąż, gdzieś pomiędzy wegetacją a kolejną porażką. wtedy stwierdziłam, że nosz qurwa co ja robię źle??!! nie siedzę, nie narzekam na swój los, jeszcze się nie powiesiłam a mi nic nie wychodzi!!! ile można walczyć bez sukcesu?? zła na moje życie, że pookładało się tak do dooopci, bo sukcesem jedynym był stały związek i córka, wytyczyłam sobie kolejne cele nie przyjmując do wiadomości że się nie uda. sorry ale naprawdę mam większe ambicje i oprócz rodziny do szczęścia potrzeba mi czegoś więcej. dzisiaj, oglądam się za siebie i nie mogę uwierzyć, że jednak coś mi się udało! że osiągnęłam to, o co tak długo walczyłam. że w tabela z napisem "sukcesy" zaczyna się powolutku zapisywać. mam apetyt na więcej i z niepewnością walczę o kolejne sukcesy.
boje się pisać dalej, bo ze względu na grubą i spasioną zawartość tabelki "porażki" nie chcę aby wszystko prysło niczym bańka mydlana.

jeszcze o wystartowaniu młodych. mój Szwagier, singiel z wyboru z pracą i płacą nieadekwatną do swojego wykształcenia kupuje mieszkanie. jest jeszcze przed 30. czyli jest młody i jakoś wystartował! wg autorki listu jakiś wyjątek. ale z całą sympatią dla mojego Braciszka, muszę stwierdzić, że mentalność kobiety z listu też trochę ma. wyliczając ile wyniesie mu kredyt, wydatki i inne takie trochę przeraził się sumą która została mu na życie. jako kochająca siostrzyczka obmyśliłam plan, że zawsze może zawalczyć o lepszą pracę, wiecie co mi odpowiedział? czy wiem ile osób nie ma pracy?? jak duże jest bezrobocie?? myślałam że mojego Braciszka uduszę, jak Boga kocham :)

4 komentarze:

  1. Sposób myślenia podobny do autorki listu miałam mając lat naście, czyli gdy człowiek głupi i ma fiu bździu w głowie. Teraz myślę "wygrałam życie" I tyle w temacie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Najlepiej usiąść i użalać się nad swoim losem, chyba nie dostała od życia porządnego kopa w dupę, by działać, pracę, życie uczuciowe, studia wszystko ma na swoje własne życzenie w końcu każdy z nas jest kowalem swojego losu, nie pasuje Ci to proste zrób coś z tym zmień to zacznij od dziś, bo bez tego nadal nic się nie zmieni. Ja też byłą w swoim życiu na życiowym zakręcie i to nie raz, nie dwa, a wiele, ale przyszedł czas by się podnieść i iść dalej do przodu i dziś jestem tym kim jestem i mam to na co zapracowałam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dokładnie. żal mi ludzi, którzy marudzą jak im źle ale sami nie zrobią nic tylko siedzą i marudzą...

      Usuń