to dzisiaj...a raczej wczoraj, bo post mi się długo pisało :)
kolejny rok upłynął najcudowniejszemu Mężczyźnie jakiego znam, mojemu Mężowi.
Hasbencik jest wyjątkowy, aczkolwiek nie jest pozbawiony wad. jest cudowny.
liczą się tylko fakty.
mój Mąż jest hmm...stosunkowo młody. jednakże wkurzają mnie nasi znajomi, jak z podziwem mówią, że najmłodszy z nich a już taki ustatkowany.
nie wiem czy Skarb kiedykolwiek miał głupoty w głowie. no dobra, czasem ma głupawkę jak ze Szwagrem coś wspólnie załapią, no ale to chyba normalne :D
jak się poznaliśmy, był jeszcze niepełnoletni. zaimponował mi swoją dojrzałością i długo musiałam zbierać żeby z podłogi, jak dowiedziałam się ile ma lat.nie chciałam wierzyć! był młodszy niż ja a wiadomo jak większość chłopców dojrzewa... . jego koledzy spokojnie zajęliby się wiaderkami w piaskownicy, On odstawał na tym tle. bardzo. to nie jest tylko moja opinia.
kiedy rozpoczęliśmy etap związku, bardzo szybko okazało się, że znalazłam Mężczyznę u którego boku, mogę być małą dziewczynką. sam fakt, że mój licznik zatrzymał się już dawno na 22latach, mówi za siebie :D
oświadczył mi się jak skończył szkołę, poszedł na studia zaoczne i znalazł pracę. to On wyszedł z inicjatywą spędzenia reszty życia z taką wredną istotą jak ja. bardzo dużo osób dziwiło się, że tak młodo mi się oświadcza, a ja nie jestem w ciąży!! no chory!! co więcej, to On stwierdził że te zaręczyny nie będą trwały wiecznie i został moim mężem prawie rok później, po 4 latach związku.
moja Rodzina przed ślubem powtarzała "chłopie, Ty się zastanów. fajny chłopak jesteś, po co Tobie ona??" moja Mama z miną nr 5 dodawała "nie udzielam reklamacji na córcię"
po ślubie pojawił się temat starań o dzieci. On chciał zawsze dwoje, ja 0. aby było sprawiedliwie nie zrobiliśmy nic aby zostać rodzicami oraz nic aby nimi nie zostać. tak na świecie, kilka miesięcy po trzeciej rocznicy ślubu, pojawiła się Ątusia. radość Męża przeogromna. moja ciąża fizycznie bez zastrzeżeń, psychicznie jakaś masakra. pomimo otwartości na jaką się zdecydowaliśmy uważałam, że Ątusia pojawiła się w tak beznadziejnym momencie mojego życia, że pół ciąży przepłakałam. ryczałam z różnych powodów. czasami były to moje problemy egzystencjalne, czasami brzydka pogoda...ryczałam strasznie! Hasbencik budził podziw wiedzą na temat ciąży, badań, dolegliwości, rozwoju dziecka i ogarniania rozhisteryzowanej żony.
wtedy pojechał w najbardziej koszmarną delegację w swojej karierze. ciepłe kraje, ocean i...zasięg raz na 2 tygodnia a minuta rozmowy jakoś 15 zł chyba. nie było Go miesiąc, może 5tyg.
dacie wiarę, że są takie miejsca na świecie, że telefonia komórkowa tam nie dociera??!!?? no i akurat pojechał tam jak ja byłam w końcowej fazie ryczenia. wyłam wszędzie, gdzie tylko pojawił się stosowny powód do opłakania. nie umiałam tego powstrzymać. moja Mama chciała pomnik cierpliwości stawiać mojemu Mężowi, bo ona po kilku dniach miała dosyć. On ani razu nie dał mi odczuć, że jestem nudna, męcząca i sobie wymyślam problemy. był przy mnie, nie do końca rozumiejąc te łzy, ale był i wspierał.
później mi przeszło to niekontrolowane ryczenie. zrobiłam sobie listę rzeczy, które mnie najbardziej bolały i zabrałam się za eliminację.
oczywiście do szkoły rodzenia chodziliśmy razem, na wizyty też zawsze razem i rodziliśmy też razem. zajęcia w szkole i wizyty Mąż opuścił jedynie z powodu tej nieszczęsnej delegacji.
film z porodem bez tajemnic obejrzeliśmy razem. po projekcji błagałam Go aby nie zaglądał "tam", bo słabo mi się robiło jak patrzyłam na 10palcy rozwarcia. już widziałam w myślach, że po takim widoku nasze pożycie będzie tylko historią. na sali podczas projekcji, nie wszyscy mężczyźni pokazali, że są w stanie potraktować film czysto instruktażowo. niektórzy zachowywali się tak, jakby byli w gimnazjum i zobaczyli nagą kobietę. mój Mąż skomentował coś w rodzaju "fizjologia" i zapewnił, że nie ma w planach pisać historii z naszej bliskości. słowa dotrzymał ;D
poród i czas po nim to dla Męża masakra. może i było fajnie, bo stosunkowo szybko, ale kiedy Hasbent zastał mnie pod prysznicem(sprawdzałam czy to TE skurcze) z miną lekko niewyraźną, zadecydował natychmiastowy wyjazd do szpitala. słyszałam tylko szurające torby i zamki je dopinające. pamiętam lekki wiatr na policzkach, tak jak lubię, i szybszą niż zwykle jazdę do szpitala. pamiętam że po raz pierwszy widziałam GO lekko poddenerwowanego, zaniepokojonego.
w środku nocy wrócił do domu, przespał się i rano zameldował się na oddziale aby pobyć z nami. okazało się że ja przez pierwsze dni byłam tak wymęczona i osłabiona, że całe Męża wizyty przespałam. On przewijał, doglądał, budził mnie na karmienie... .
wspomnienie moich pierwszych dni z Ątusią - brak, czarna dziura. do 3doby szpital pamiętam w urywkach. jedynie to, że jak otworzyłam oczy to On zawsze był. albo trzymał mnie za rękę, albo coś robił przy dziecku. na noc oczywiście zostawałyśmy same, ale tych pierwszych, nie pamiętam.
Mąż bardzo wspierał mnie przy powrocie do pracy. wiedział jak ważne jest to dla mnie.nie miał problemu, aby zostać z dzieckiem. wymienialiśmy się opieką nad córcią, korzystając z usług Babć oraz dość elastycznego czasu pracy mojego Męża. szybko stał się oczkiem w głowie naszej córci. do tego stopnia, że kiedy była w okolicy roczku, a Tati wyjechał w delegację, ona przeżyła to strasznie. ale o tym innym razem :)
odkąd dowiedzieliśmy się o ciąży, chciałam zwiększyć metraż. niestety mam dość duże wymagania odnośnie potencjalnego mieszkania, z którym mielibyśmy związać się na dłużej, nie mogłam nic dla nas znaleźć. kiedy pojawiła się Rudercia, Hasbent dość szybko widział w niej nas i nie wystraszył się ogromu pracy, który trzeba w nią włożyć, abyśmy faktycznie w niej się pojawili. imponuje mi jego zapał jaki poświęca na czytanie muratorów, forów budowlanych i internetu, aby później jasno i wyraźnie tłumaczyć panu fachowcowi że coś robi źle i ma zrobić inaczej. generalnie plan jest taki, aby dużo zrobić samodzielnie. jednakże część pracy musimy zlecić ekipie. bardzo mnie to stresuje, ale wiem, że Mąż wykorzysta nabytą wiedzę i uda nam się zapobiec wielu fuszerkom panów budowlańców. uwielbiam słuchać, kiedy On tak się naczyta i później opowiada mi o tym czego się dowiedział.
o moim cudownym Mężczyźnie mogłabym jeszcze długo...bardzo długo i dużo...ale wtedy nikt by tego nie przeczytał. aby dodać trochę gorzkiego kakao, dla zbilansowania smaków, mój Mąż ma wady. mam czasami ochotę wystawić Go na balkon, albo za drzwi. niech się ogarnie.
ale całokształt jest wprost...do uwielbiania :)
STO LAT KOCHANIE :*
kolejny rok upłynął najcudowniejszemu Mężczyźnie jakiego znam, mojemu Mężowi.
Hasbencik jest wyjątkowy, aczkolwiek nie jest pozbawiony wad. jest cudowny.
liczą się tylko fakty.
mój Mąż jest hmm...stosunkowo młody. jednakże wkurzają mnie nasi znajomi, jak z podziwem mówią, że najmłodszy z nich a już taki ustatkowany.
nie wiem czy Skarb kiedykolwiek miał głupoty w głowie. no dobra, czasem ma głupawkę jak ze Szwagrem coś wspólnie załapią, no ale to chyba normalne :D
jak się poznaliśmy, był jeszcze niepełnoletni. zaimponował mi swoją dojrzałością i długo musiałam zbierać żeby z podłogi, jak dowiedziałam się ile ma lat.nie chciałam wierzyć! był młodszy niż ja a wiadomo jak większość chłopców dojrzewa... . jego koledzy spokojnie zajęliby się wiaderkami w piaskownicy, On odstawał na tym tle. bardzo. to nie jest tylko moja opinia.
kiedy rozpoczęliśmy etap związku, bardzo szybko okazało się, że znalazłam Mężczyznę u którego boku, mogę być małą dziewczynką. sam fakt, że mój licznik zatrzymał się już dawno na 22latach, mówi za siebie :D
oświadczył mi się jak skończył szkołę, poszedł na studia zaoczne i znalazł pracę. to On wyszedł z inicjatywą spędzenia reszty życia z taką wredną istotą jak ja. bardzo dużo osób dziwiło się, że tak młodo mi się oświadcza, a ja nie jestem w ciąży!! no chory!! co więcej, to On stwierdził że te zaręczyny nie będą trwały wiecznie i został moim mężem prawie rok później, po 4 latach związku.
moja Rodzina przed ślubem powtarzała "chłopie, Ty się zastanów. fajny chłopak jesteś, po co Tobie ona??" moja Mama z miną nr 5 dodawała "nie udzielam reklamacji na córcię"
po ślubie pojawił się temat starań o dzieci. On chciał zawsze dwoje, ja 0. aby było sprawiedliwie nie zrobiliśmy nic aby zostać rodzicami oraz nic aby nimi nie zostać. tak na świecie, kilka miesięcy po trzeciej rocznicy ślubu, pojawiła się Ątusia. radość Męża przeogromna. moja ciąża fizycznie bez zastrzeżeń, psychicznie jakaś masakra. pomimo otwartości na jaką się zdecydowaliśmy uważałam, że Ątusia pojawiła się w tak beznadziejnym momencie mojego życia, że pół ciąży przepłakałam. ryczałam z różnych powodów. czasami były to moje problemy egzystencjalne, czasami brzydka pogoda...ryczałam strasznie! Hasbencik budził podziw wiedzą na temat ciąży, badań, dolegliwości, rozwoju dziecka i ogarniania rozhisteryzowanej żony.
wtedy pojechał w najbardziej koszmarną delegację w swojej karierze. ciepłe kraje, ocean i...zasięg raz na 2 tygodnia a minuta rozmowy jakoś 15 zł chyba. nie było Go miesiąc, może 5tyg.
dacie wiarę, że są takie miejsca na świecie, że telefonia komórkowa tam nie dociera??!!?? no i akurat pojechał tam jak ja byłam w końcowej fazie ryczenia. wyłam wszędzie, gdzie tylko pojawił się stosowny powód do opłakania. nie umiałam tego powstrzymać. moja Mama chciała pomnik cierpliwości stawiać mojemu Mężowi, bo ona po kilku dniach miała dosyć. On ani razu nie dał mi odczuć, że jestem nudna, męcząca i sobie wymyślam problemy. był przy mnie, nie do końca rozumiejąc te łzy, ale był i wspierał.
później mi przeszło to niekontrolowane ryczenie. zrobiłam sobie listę rzeczy, które mnie najbardziej bolały i zabrałam się za eliminację.
oczywiście do szkoły rodzenia chodziliśmy razem, na wizyty też zawsze razem i rodziliśmy też razem. zajęcia w szkole i wizyty Mąż opuścił jedynie z powodu tej nieszczęsnej delegacji.
film z porodem bez tajemnic obejrzeliśmy razem. po projekcji błagałam Go aby nie zaglądał "tam", bo słabo mi się robiło jak patrzyłam na 10palcy rozwarcia. już widziałam w myślach, że po takim widoku nasze pożycie będzie tylko historią. na sali podczas projekcji, nie wszyscy mężczyźni pokazali, że są w stanie potraktować film czysto instruktażowo. niektórzy zachowywali się tak, jakby byli w gimnazjum i zobaczyli nagą kobietę. mój Mąż skomentował coś w rodzaju "fizjologia" i zapewnił, że nie ma w planach pisać historii z naszej bliskości. słowa dotrzymał ;D
poród i czas po nim to dla Męża masakra. może i było fajnie, bo stosunkowo szybko, ale kiedy Hasbent zastał mnie pod prysznicem(sprawdzałam czy to TE skurcze) z miną lekko niewyraźną, zadecydował natychmiastowy wyjazd do szpitala. słyszałam tylko szurające torby i zamki je dopinające. pamiętam lekki wiatr na policzkach, tak jak lubię, i szybszą niż zwykle jazdę do szpitala. pamiętam że po raz pierwszy widziałam GO lekko poddenerwowanego, zaniepokojonego.
w środku nocy wrócił do domu, przespał się i rano zameldował się na oddziale aby pobyć z nami. okazało się że ja przez pierwsze dni byłam tak wymęczona i osłabiona, że całe Męża wizyty przespałam. On przewijał, doglądał, budził mnie na karmienie... .
wspomnienie moich pierwszych dni z Ątusią - brak, czarna dziura. do 3doby szpital pamiętam w urywkach. jedynie to, że jak otworzyłam oczy to On zawsze był. albo trzymał mnie za rękę, albo coś robił przy dziecku. na noc oczywiście zostawałyśmy same, ale tych pierwszych, nie pamiętam.
Mąż bardzo wspierał mnie przy powrocie do pracy. wiedział jak ważne jest to dla mnie.nie miał problemu, aby zostać z dzieckiem. wymienialiśmy się opieką nad córcią, korzystając z usług Babć oraz dość elastycznego czasu pracy mojego Męża. szybko stał się oczkiem w głowie naszej córci. do tego stopnia, że kiedy była w okolicy roczku, a Tati wyjechał w delegację, ona przeżyła to strasznie. ale o tym innym razem :)
odkąd dowiedzieliśmy się o ciąży, chciałam zwiększyć metraż. niestety mam dość duże wymagania odnośnie potencjalnego mieszkania, z którym mielibyśmy związać się na dłużej, nie mogłam nic dla nas znaleźć. kiedy pojawiła się Rudercia, Hasbent dość szybko widział w niej nas i nie wystraszył się ogromu pracy, który trzeba w nią włożyć, abyśmy faktycznie w niej się pojawili. imponuje mi jego zapał jaki poświęca na czytanie muratorów, forów budowlanych i internetu, aby później jasno i wyraźnie tłumaczyć panu fachowcowi że coś robi źle i ma zrobić inaczej. generalnie plan jest taki, aby dużo zrobić samodzielnie. jednakże część pracy musimy zlecić ekipie. bardzo mnie to stresuje, ale wiem, że Mąż wykorzysta nabytą wiedzę i uda nam się zapobiec wielu fuszerkom panów budowlańców. uwielbiam słuchać, kiedy On tak się naczyta i później opowiada mi o tym czego się dowiedział.
o moim cudownym Mężczyźnie mogłabym jeszcze długo...bardzo długo i dużo...ale wtedy nikt by tego nie przeczytał. aby dodać trochę gorzkiego kakao, dla zbilansowania smaków, mój Mąż ma wady. mam czasami ochotę wystawić Go na balkon, albo za drzwi. niech się ogarnie.
ale całokształt jest wprost...do uwielbiania :)
STO LAT KOCHANIE :*
Sto lat! :)
OdpowiedzUsuńJejku, to przechodzenie ciąży to jakbym czytała o sobie... też potrafiłam płakać z byle powodu, ze szczęścia, ze strachu, bo brzydka pogoda, bo chce zjeść czekoladę, albo po prostu chcę się potulić- podziwiałam męża za jego cierpliwość, bo moja mama to siwiała przy mnie, jak musiała mi towarzyszyć :D
Dobrze mieć kogoś tak wspaniałego przy sobie :*
Jak dobrze,ze nie tylko ja tak miałam!balam się ze jakaś histeryczke urodzę :-)uspokoilas mnie :-)
UsuńPięknie napisane i chyba tyle wystarczy nic dodać nic ująć w sam raz.
OdpowiedzUsuń:-) jeszcze tylko zapomniałam napisać, że się Skarbowi chce zawsze rano jak pierwszy wstaje robić mi śniadanie :P
UsuńPięknie napisane...aż czuć, że uczucie Was łączące to coś specjalnego.
OdpowiedzUsuńFajnie jest wiedzieć, że zawsze i wszedzie możemy liczyć na osobę, którą mamy u boku. Sama czasami zastanawiałam się jak mój mąż ze mną wytrzymuje. W ciazy oprócz wymiotó na potęgę miałąm również fazę na wylewanie morza łęz.
szczerze? jak patrzę teraz na to wszystko z perspektywy czasu, zastanawiam się tak samo. jak ON ze mną wytrzymuje i nie wygląda na umęczonego i nieszczęśliwego?
UsuńAch co ja mogę napisać, wszystko jest piękne :) chcę więcej czytać takich historii :)
OdpowiedzUsuń:) oj o Mężu to ja mogę długo...niebezpiecznie zaczynać ze mną ten temat :D
UsuńSto lat dla Hasbencika!
OdpowiedzUsuńFajnie opisane, ze słów aż bije miłość do męża:). Ja w ciąży ani nie płakałam, ani nie wymiotowałam, za to pęcherz non stop się odzywał.
:) ach pęcherz...nie wiem czemu w ciąży jakoś on zanika, czy co :P
UsuńO reeeeeeeeety... Kochana! Twojemu mężowi to i poza tym pomnikiem od Twoje mamy to i złoty medal się należy... ;) No po prostu mąż - Skarb! ;)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że uda Wam się wszystko pięknie zrealizować po Waszemu ;)
To ja również się dołączam... 100 lat! ;)
oj należy się, należy. nie ma łatwego życia ze mną, sama nieraz Skarbowi współczuję :D
Usuńduuuuuużo pracy przed nami, ale przecież bez pracy nie ma kołaczy :)
Pięknie o mężusiu piszesz :) Jak już Ci się znudzi to weź się nim podziel :) :)
OdpowiedzUsuńps.wiem, nie oddasz Go za żadne skarby :) też bym takiego nie oddała!
buziol dla Was
nie chciałabym żeby mi się kiedyś znudził :D
Usuńbardziej to ja jemu hihi
bardzo fajnie piszesz :)
OdpowiedzUsuńmogłabym prosić o poklikanie? to tylko chwilka :)
http://czillen.blogspot.com/2015/01/romwe.html
:) kliknęłam
UsuńPięknie! Taki podziw ze strony żony to jakby zapewnienie szczerości uczuć, a bez tego nie da się niczego zbudować. Dużo szczęścia i zdrówka dla Całej Rodzinki!
OdpowiedzUsuńdziękujemy :) na co dzień nie zawsze jest tak kolorowo, ale jest tyle narzekania wokół, że zdecydowanie wolałam skupić się na przyjemniejszych aspektach :) ale Mąż fajny mi się trafił :D
UsuńChi, chi widzę, że obie mamy godziwych mężczyzn u boku ;), nie wiem czy widziałaś moj wpis "mój mąż jest beznadziejny"- jeśli tak, to nic tłumaczyć nie muszę, ani komentować. Przybijam piątke :)
OdpowiedzUsuńprzeczytałam :) faktycznie, beznadziejnego męża masz :) dlatego "piąteczka" :D
UsuńDobrze, że wiesz jaki Skarb masz w domu. Mam podobny :)
OdpowiedzUsuńcieszę się że nie jestem jedyną szczęściarą w mieście :) dbajmy i rozpieszczajmy nasze Skarby :)
Usuń