piątek, 20 lutego 2015

kompromis



To będzie długa notka.  Powstawała całe 9-mcy, to jej rozmiar tłumaczy.

- Kochanie może tak pomyślimy nad rodzeństwem dla naszej Żabci?- jak tylko Ątusia zbliżała się do zdmuchnięcia pierwszej świeczki na torcie, mój Mąż zaczął delikatnie badać teren. Na początku naszej znajomości Mąż marzył o dwójce dzieci. Ja nie chciałam wcale. Jak pojawiła się Ątusia, zaraz się dowiecie. Ale w kwestii rodzeństwa dla Żabki byłam na „ nie”.  Raczej  na „nie” były okoliczności. Miałam inne sprawy do ogarnięcia niż temat drugiego dziecka. Ątusia już odchowana, nie dała nam popalić, mam fajne wspomnienia z ciąży i macierzyństwa do tego etapu i tak to zostawmy. Zresztą miałabym planować? Eee zdecydowanie wolę sposób działania dokładnie taki, w jaki pojawiła się Ątusia – nastawienie „będzie co będzie” i miłość małżeńską trzeciego stopnia niczym nie ograniczoną.  Taki sposób wydawał nam się najbardziej sprawiedliwy dla naszych różnych wizji wspólnego życia. Córcia wybrała sobie najbardziej beznadziejny moment w moim życiu aby się pojawić, ale post nie miał być o tym. Daliśmy radę.
Mąż nie dawał za wygraną,  chciał zwiększyć rodzinę.  Szwagier, który jest jedynakiem, przy okazji też delikatnie apelował, aby nie krzywdzić takiego fajnego dziecka. Mąż przypominał początki mieszkania obok siebie z moją sis. Hasbencik też ma brata.  Dla nas to coś naturalnego, że pukam i jeżeli coś potrzebuję i wiem gdzie to jest, to rzucam w drzwiach – Pinuniaaaa biorę to i tamto – jak ona np. w salonie tivika ogląda. Szwagier przez pierwsze dni miał minę WTF?? Później się ogarnął :D. Mąż przypominał mi te sytuację za każdym razem wysuwając argument – chcesz aby nasza Ątusia też tak miała?? Chcesz??.
Nie chciałam. Miałam też po kokardy tematu drugiego dziecka, dlatego wymyśliłam kompromis. Muszę urodzić zanim Żabcia skończy trzy lata, bo interesuje mnie macierzyństwo taśmowe. Odchować młode i trochę jeszcze pożyć. Zakończyć etap pieluch i kontynuować szalone pomysły które mam w głowie. Wyliczyłam miesiąc w którym jest posucha imprez rodzinnych i zadowolona przedstawiłam rację Mężowi. Warunek był taki, że jak się nie uda, temat dziecka nigdy już nie powróci. Mąż przystał na warunek, jednakże  zdecydował że działamy już i natychmiast, bo dałam nam tylko jedną szansę.  Jak temat ma umrzeć po danym czasie z jedną próbą?  To byłoby niesprawiedliwe! Tak powtarzając moje ulubione „niech się dzieje wola Nieba…” byłam bardzo ciekawa co z tego wyjdzie.

Na efekt nie musieliśmy czekać długo.  Dwie kreseczki pojawiły się na teście błyskawicznie. Wysłałam Męża do apteki po test innej firmy, bo ten na pewno jest popsuty albo ja coś źle zrobiłam.  Na pewno nie nasikałam tak jak trzeba, albo coś innego zrobiłam źle. Rozbawiony Hasbencik wobec takiej argumentacji skapitulował. Drugi test pozytywny. Eeee…wszystkie testy są popsute. Ątusia miała rok i 10m-cy gdy jako pierwsza dowiedziała się że będzie miała rodzeństwo.  Wam nic nie mówiłam, bo podobnie jak pierwszą ciążę, też przeżywam wszystko w świecie realnym. Mam kompleks najmniej kochanego dziecka w rodzinie. Oczywiście Rodzice kochali mnie po swojemu.  Chcę wszystko dla dzieci tak samo, aby nie dać im nawet cienia wątpliwości o jednakowej miłości. O ciąży Rodzina dowiedziała się od Córci w dniu jej drugich urodzin, gdy ta machając pierwszym usg oznajmiła „ to jest moje Rodzeństwo”.
Zaraz po teście miałam ciążę w mózgu i wszystkie dolegliwości całego okresu naraz. Mdłości, bóle ruchy itd. Bez stresu nie zmieniłam nic w swoim życiu. Dalej pracowałam, ba jeździłam rowerem ponad 9km. w jedną stronę i czułam się świetnie. Do momentu upałów. W pracy klima, także luzik, ale po pracy masakra. Z Ątusią i teraz miałam w 1 trymestrze bóle głowy. Teraz miałam gorsze. To była jedyna dolegliwość. Po sierpniowym urlopie pojawiły się bóle brzucha i niestety mogłam albo stać, albo leżeć. Dlatego niestety od września, dla dobra dziecka, zostałam w domu. Ątusia wniebowzięta! W jakiś sposób chyba zrekompensowałam jej mój powrót do pracy,  gdy ona miała pół roku.

Ciąża generalnie ok, miałam silne skurcze, które okazały się niegroźnym dla dziecka dyskomfortem.  Znosiłam to dzielnie, ciesząc się że kobiece dolegliwości mnie zahartowały. Ruchy czułam szybko, bo już „doświadczona”  jestem – tak wyczytał Mąż w necie.  Rozpoczęliśmy przygotowywać Żabkę na to, co wydarzy się w lutym. Za pierwszym razem czułam się lepiej, ale jak na ciężarną to nie było źle. Z krwią miałam problemy, ale to standard. Do skurczy też się przyzwyczaiłam i wszystko byłoby ok, gdyby w 33tc szyjka nie skróciła mi się o połowę i nie pojawiło się rozwarcie. Resztę ciąży spędziłam w łóżku, lekarka pozwoliła tylko na wyjścia do wc. To wszystko stało się 17.12 i nie wyobrażałam sobie że na święta nic nie zrobię. Dostałam proszki, zwiedziłam izbę przyjęć  i modliłam się aby dziecko poczekało na rok 2015. W szpitalu stwierdzili, że Ąteczko wysoko i leżeć mogę w domu, także cieszyłam się, że jadąc do lekarza, wypożyczyłam grubą książkę. Na święta. 
Święta i Sylwester w domu, w łóżku. Jak tylko pojawiał się skurcz, byłam w gotowości wyruszać do szpitala. Pierwszy poród miałam szybki, teraz nie chciałam rozpoczynać przygody z narodzinami w samochodzie. Mąż oczywiście zgłębił temat teoretycznie i wszystko przygotował również na tę ewentualność. W 38 tc odetchnęliśmy, kiedy dobrnęliśmy do 40tc koniecznie chciałam iść do Dziadka na urodziny. Raczej w odwiedziny, bo Dziadki mieszkają wysoko, bez windy i z zagrożoną ciążą po schodach chodzić nie chciałam. W międzyczasie chciałam poodwiedzać inne osoby, którym to obiecałam, ale że Żabcia nam się rozchorowała to nie odwiedziliśmy nikogo. Wyjście do Dziadków było pierwsze, później po cichu rozpisałam grafik i nawet zrobiliśmy rozeznanie w ofercie walentynkowej, bo zachciało nam się romantycznej kolacji.

Ale wracając do czasu zagrożonej ciąży. Ja spałam,  Mąż w tym czasie ogarniał Ątusię, dom, pracę i święta. Uwierzcie, że na początku musieliśmy się dotrzeć w tym moim leżeniu, ale 10 lat związku zaprocentowało – w mniejszym lub większym stopniu osiągaliśmy porozumienie.  Na początku nie mogłam przywyknąć do sposobu prowadzenia domu przez Męża. Pomimo tego iż obowiązkami dzieliliśmy się na zasadzie kto ma czas ten robi, ja głównie odpowiadałam  za listę rzeczy do zrobienia. On był bardziej od spraw technicznych. Teraz On musiał nauczyć się przewidywać, łączyć fakty i dziwił się mojej początkowej złości. Nie zaskoczył mnie kiedy przygotował pyszności na święta. Sam upiekł cztery ciasta i wyszyły jemu lepiej niż mi.  Okazał się też specjalistą do spraw krokietów czy szynki.  Ja się staram, ale i tak wymiękam przy  Męża zdolnościach kulinarnych. On nie lubi gotować. Gotuje jak trzeba i wychodzi to Skarbikowi o niebo lepiej niż mi. 
Dziecko grzecznie wysiedziało w brzuszku do roku 2015 i zaraz po północy mocno nasiliły mi się skurcze. Każdy ból w tym czasie wywoływał u mnie panikę, byłam mocno przewrażliwiona ale leki i buscopan doraźnie hamowały bóle i oddychałam spokojnie. Szczęście w nieszczęściu że nakaz łóżkowania dostałam w czasie świątecznym, toteż Mąż mógł być z nami.  Przed 35tc  łóżeczko było skręcone, rzeczy wyprane, poukładane, torby spakowane i czekaliśmy. Gdyby nie Mąż nie ogarnęłabym tego. Słowo. Jakoś całe to zamieszanie nie cieszyło mnie zbytnio. Ale układanie ubranek w szafkach dawało ukojenie. Składanie prania to jedyna rzecz, której mój Mąż w obowiązkach domowych unika jak ognia. Bo ja muszę mieć wszystko na kosteczkę, gotowe do założenia. Uwielbiam składać rzeczy do szafki, to mnie relaxuje.  On nie stresuje się jak koszulka nie leży równo na tej poniżej. Dla mnie jest to powód do porządku w szafie :)

Z serii Ątusia oczekuje Rodzeństwa: Nie wiem jak to się stało, ale projekcje filmów gdy Córcia miała kilka miesięcy, stały się jej ulubionymi. Tłumaczyliśmy jej, że tak będzie wyglądało Rodzeństwo. Że ona już tyle umie, ono nie będzie umiało nic. Na badania chodziła z nami jak tyko usg przestało być dopochwowe. Dużo pomogło nam pojawienie się na świecie Kuzyniątka, bo mała dzidzia którą mamisia nosi w brzuszku było bardzo często porównywane do kogoś realnego. W związku z kompleksem, nie znaliśmy płci do samego końca. Jak gąbeczka chłonęłam wszystkie problemy rodziców więcej niż jednego dziecka. Słuchałam rad, analizowałam zachowania widziane chociażby na ulicy, dużo rozmawiałam z Ątusią o Ąteczku. Żabka jako jedyna nie miała wyboru z imieniem Ąteczka „Halohalo” i koniec.  Zaskoczyła nas bardzo, ponieważ z przyczyn technicznych musieliśmy nabyć nowy samochodowy fotelik. Zdążył dotrzeć ostatniego dnia starego roku. Postawiliśmy go w pokoju.  Ja leżakowałam, Mąż coś tam robił i nagle naszych uszu dobiega dźwięk bujanego fotelika i słowa
- nie bój się. To tylko petardy, one są ładne…(coś takiego)
- co robisz Żabko? – nie wiem które z nas zadało to pytanie
- bujam rodzeństwo-odpowiedziała pierworodna i pochwalona przez nas kontynuowała bujanie
Teoretycznie nasze dziecię jest przygotowane na 5. Zobaczymy jak praktyka pokaże.

Kwestia imienia to masakra. Dla chłopczyka za pierwszym razem dość szybko zdecydowaliśmy się na Wojciecha i tak zostało tym razem. W pierwszej ciąży na ostatniej prostej Ąteczko w wersji damskiej zostało Magdaleną i wiedziałam, że jak kiedykolwiek będziemy znowu w ciąży,  to nie mam pojęcia co wymyślimy dla dziewczynki. Konsekwentnie nie znamy płci do końca i wpisanie w akt propozycji Ątusi było murowane. Najpierw miała być Hania. Bardzo ładne imię, ale jednak mi się odwidziało. Na ten moment jest Julia. Ciekawe czy nie będę edytowała wersji końcowej przy publikacji. Wiedziałam, że jednak Julia nie, bo gdzie się nie ruszyłam, tam Julia. Efekt był taki, że imienia do dnia porodu nie wybraliśmy.

Dziadka urodziny były 9.02, Ąteczko będzie śpiewało „kiedy ranne wstają zorze…”,  bo urodziło się 10.02 o 5:45. Jak to się stało, opiszę innym razem. Postaram się stworzyć krótszą notkę.

22 komentarze:

  1. Wszystkiego dobrego dla Was kochani. Zastanawiałam się właśnie co tam się u Was dzieje, a tu proszę :) gratulacje i czekam na zapowiedziany o porędzie post :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hihi poszliśmy rodzic jak nas nie było :-)dziękujemy za gratulacje :-)niebawem będzie post :-)

      Usuń
    2. Czekam z niecierpliwością :)

      Usuń
  2. Wszystkiego Naj dla Was :*
    I ja też czekam, czekam ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Super, wszystkiego dobrego dla całej fantastycznej Rodzinki :)!
    Czekamy na relacje, fajny, magiczny czas przed Wami :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oj tak...jest nieco inaczej niż za pierwszym razem. docieramy się :)

      Usuń
  4. Co tu dużo pisać witaj maleństwo na świecie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Doczytalam do konca....Prawie telefon padl ;- ) jeszcze raz buziaki slodkie leca na Pomorze

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. gratuluję wszystkim, którzy dobrnęli do końca :) dzięki za buziaki :) my też wysyłamy do Was :)

      Usuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  7. No to mnie zaskoczyłaś, serdeczne gratulacje! A ja się zastanawiałam, czemu cisza w eterze:). Pisz jeszcze dłuższe notki, ja tam lubię czytać:). Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hihihi ta powstawała całe 9m-cy, dlatego taka długa :D aczkolwiek gaduła jestem w realu, w notkach ciężko skupić mi się na konkretach :D

      Usuń
  8. ostatnio temat poczęcia dziecka jakoś mi się kołacze po głowie, czy ja na pewno tego chcę, na razie czytam i słucham opinni innych, przynajmniej będę przygotowany teoretycznie jak się już zdecyduję

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hmmm...to jest bardzo ważna sprawa, którą każdy związek musi samodzielnie rozważyć. jeżeli macie wspólne zdanie na ten temat, to świetnie. gorzej gdy trzeba szukać kompromisów. ale też się da :)

      Usuń
  9. U Ciebie to wszystkiego można się spodziewać. Gratuluję ogromnie i cieszę się, że jednak maleństwo było grzeczne i wytrwało do 2015 roku :) Czekam na więcej!!

    OdpowiedzUsuń